wtorek, 6 czerwca 2017

O miłości, czyli polemika z Mikołajem Czernyszewskim.



O miłości, czyli polemika z Mikołajem Czernyszewskim. 

Dla Hannah

Przyznaję, że ten fragment z „Monarchii Lipcowej” Mikołaja Czernyszewskiego (1828 – 1889) wprawił mnie w zakłopotanie, może nawet zasmucił dobijającą diagnozą i niepomyślnym rokowaniem:
„Ludzkość  istotnie  zmierza do zastąpienia wrogości występującej w sprawach przemysłowych pod postacią konkurencji przez współżycie, przez sojusz. Daremnie jednak spodziewalibyśmy się, że podstawą tego sojuszu może być miłość: miłość bywa jedynie rezultatem wynikającym ze zgodności interesów, podstawą dobrych stosunków natomiast jest wyrachowanie, korzyść. Miłość bierze górę nad wyrachowaniem niezmiernie rzadko i jedynie u niewielu ludzi, szczególnie skłonnych do egzaltacji; a nawet i wtedy może je zwyciężyć tylko w jednym czy dwóch wypadkach, ogólny natomiast charakter czynów pozostaje mimo wszystko pod wpływem wyrachowania lub rutyny, zwyczaju, tj. również wyrachowania, które jednak nie powstało w nas samych, ale w całym społeczeństwie, i to nie w chwili obecnej, lecz bardzo dawno, i zostało jedynie przyswojone przez nas dzięki wychowaniu. Z miłości niektórzy mogą się utopić, zastrzelić – zdecydowanie to niezwykłe, trwające jednak bardzo krótko. Ale żeby miłość zmieniła charakter człowieka i jego postępowanie na całe życie, to się jeszcze nigdy nie zdarzyło: te wypadki, w których młody człowiek, pokochawszy wartościową kobietę, zrywał ze złym towarzystwem albo z dawnymi występkami, wykazują jedynie, że spotkanie w młodym wieku szlachetnej osoby, wywiera dodatni wpływ na tego, kto ma dobre serce i oddawał się występkom nie z wewnętrznego pociągu, ale jedynie z nieumiejętności kierowania sobą, jak również z braku uczciwych ludzi w swoim otoczeniu”. (M. Czernyszewski, Monarchia Lipcowa, [w:] Pisma filozoficzne, t. 1, PWN, Warszawa 1961, s. 344-345).
O ile wymiana handlowa polegać może nie tylko na wymianie dóbr materialnych przy użyciu pieniądza, ale także ekwiwalentów emocjonalnych, o tyle w życiu osobistym można i trzeba szukać wartości realnych i bezwarunkowych. Czy może to być miłość, czy może istnieć realnie, czy jest tylko pobożnym wyobrażeniem egzaltowanych jednostek? A jeżeli jest, to czym właściwie?  Ile w niej emocji, uczuciowości, wiary, nadziei, racjonalnej oceny i wartościowania, moralności i lustra społecznego, a ile naiwności, braku wyobraźni, infantylnej autosugestii, życiowej ślepoty i nieudacznictwa? Czym jest miłość, pytamy, zadając pytanie obarczone istotnym błędem. Wszystkie konsekwencje tak postawionego pytania prowadzą donikąd, włącznie z nieudolnymi próbami identyfikowania desygnatów tego niezwykłego słowa w życiu codziennym. Czym jest miłość? Czy w ogóle może być „czymś”? Uczuciem,  przeżyciem, stanem emocjonalnym, intelektualnym, mistycznym, magicznym, snem na jawie, poświęceniem, oddaniem, dawaniem, dawaniem bez warunku, dawaniem bez przyczyny, braniem bez warunku i przyczyny,  przywiązaniem, uzależnieniem, spółkowaniem, spółka cywilną, uniesieniem, wyuzdaniem, grzechem, wniebowstąpieniem? Czy nie jest niczym tu wymienionym, czy jest wszystkim naraz, czy jeszcze czymś innym? A może nie jest żadnym uczuciem, emocją,  stanem, przeżyciem, wiarą, nadzieją, pożądaniem, żadną świętością, żadnym grzechem? Może  nie należałoby jej w ogóle szukać, myśleć o niej, marzyć, wyobrażać sobie, ani tęsknić? O czymś, co nie jest „czymś”, co nie jest  samoistne, przedmiotowo, zjawiskowo nie istnieje? Czy nie popełniamy błędu, przypisując pojęciu miłości przedmiotowe kategorie bytu? Czy nie powinniśmy raczej odnajdywać w niej manifestacji bycia, kategorii osobowej relacji, która nie jest „czymś”, tylko samym byciem, stawaniem się z chwili na chwilę, tu i teraz, jednocześnie w osobach i pomiędzy nimi? A może jest, zdarzającym się raz na tysiąc lat, spotkaniem dwojga ludzi, z których jedno odczuwa kategoryczną potrzebę bezwarunkowego oddawania drugiej osobie niewyobrażalnej, nieskończonej ilości samego siebie, a druga osoba odczuwa kategoryczną potrzebę bezwarunkowego przyjmowania tego daru? A może jednocześnie przyjmowanie staje się dawaniem, bezwarunkową akceptacją daru i osoby darczyńcy, i samo staje się darem, bezwarunkową afirmacją, wdzięcznością, poświęceniem, wrażliwością, współ-odczuwaniem?
Jeśli więc Czernyszewski pisze o wyrachowaniu, rutynie, wychowaniu, to wymienia jedynie stany emocjonalne towarzyszące tyleż robieniu interesów, co spędzeniu całego życia razem z druga osobą. Rzecz jednak w tym, że tu nie ma żadnego „razem”, jedynie zgodność interesów, wzajemna korzyść i wyrachowanie. „Razem” nie może się zdarzyć, bo ludzie nie postępują tak, żeby być razem, tylko osobno, właśnie dlatego, że zakładają, że nie mogą zaistnieć żadne bezwarunkowe przesłanki dawania i brania. I dlatego nie mogą się zdarzyć, bo nie przychodzą z zewnątrz, znikąd, mogłyby przyjść tylko od wewnątrz, ale tam od zawsze wszystkie drzwi są pozamykane. Obserwacja stadnych zachowań  jedynie pogłębia uczucie pustki u jednostki, nie przynosi ani spokoju, ani poczucia sensu. W edukacyjnym lustrze społecznym jednostka może jedynie zobaczyć demona samotności.
Przygnębiającą konstatację Czernyszewskiego: „Ale żeby miłość zmieniła charakter człowieka i jego postępowanie na całe życie, to się jeszcze nigdy nie zdarzyło” dość łatwo obalić, wykazując, że zmiana charakteru i postępowania dotyczy raczej  żywej, samostwarzającej się relacji osobowej dwojga ludzi niż obiektywnych zachowań zewnętrznych, które oczywiście mogą być jakąś miara wewnętrznych zmian w człowieku, ale wcale nie muszą. Dobrze jednak, że Czernyszewski  nie zapomina o „dobrym sercu”, które ja nazwałby raczej „czystym”, o braku złych intencji, oraz o częstej przyczynie błądzenia, czyli „o braku uczciwych ludzi w swoim otoczeniu”. W tym miejscu zgodzić się mogę z Czernyszewskim bez zastrzeżeń.

(Janusz Romanowicz, we wtorek 6 czerwca 2017)

poniedziałek, 31 grudnia 2012



   na marginesie biografii Stephena Kinga
 
o godzinie 16:30 na ulicy 5 w Center Lovell
Bryan Smith był tak zajęty swoim psem
że nie zauważył przechodnia w drucianych okularach
rozmyślającego nad  On Writing: A Memoir of the Craft
ani nie dostrzegł feralnej chwili
swojego parszywego losu niepełnosprawnego
robotnika budowlanego któremu za chwilę urwie się ciąg dalszy
i pozostanie jedyne wyjście w rocznicę
urodzin okularnika który znalazł się niepotrzebnie
o kilka metrów za blisko błękitnej furgonetki Dodge
nadmiar kolorowych tabletek  
zakończy bezsensowną egzystencję
nie czytającego książek niepełnosprawnego
robotnika budowlanego w pięknym wieku 43 lat
 
© Copyright by Janusz Romanowicz 2012

niedziela, 3 czerwca 2012


          Janusz Romanowicz                             

                     E = mc²

tu nie ma niczego do rozumienia
mózg dyszy śniętym kaszalotem
pod zaworem Henri Bergsona odcinającym
od czystej transcendencji wilgotnych ud
i wirujących  stukolorowych geometrii ciała dharmy
lecz figury woskowych stercz będą niechciane
przez kobiety w czerni  i białe flagi kontrybucji
nie zakołyszą nad murami dawno
zdobytej twierdzy albo nędznej tajemnicy
zaś konsekwentne  iloczyny
masy ciała i prędkości światła w lędźwiach
nie popuszczą  języka w otworach ciała
i nie wydadzą światu okrutnych bękartów
wolności jak usta
przyklejone do szyb czerwonego autobusu Lyncha
na zagubionej autostradzie do zachodniego raju

czeka na mnie mokra cipa elokwencji

© Copyright by Janusz Romanowicz 2012

poniedziałek, 14 maja 2012


Janusz Romanowicz

neuroerotyk antylogiczny

przestaję zdychać kiedy przychodzisz
przychodzisz  rzadko więc zdycham
na nic ten logiczny wzwód
mówisz to są słowa a nie twoje wargi
sromotność nagła najlepsza
do kochania
do myślenia ciało najlepszym kłamstwem
widziałem palące się ciało młodej
kobiety na ulicy w syczuan myślałem
że ciało kobiety jest do kochania
nie do palenia
jeśli nie przestanę myśleć to ciało nie spłonie
na nic ten logiczny zwód
więc przestanę kochać
ale kto dokończy ten wiersz
bo przecież wiersze zwykle są o miłości

© Copyright by Janusz Romanowicz 2012

niedziela, 4 marca 2012


                sofizmat

niezmiennie wynoszę się z miasta
krzywych obietnic pustych słów
znaczonych kart  brzuchów lesbijek
miłości skrywanej  jak aids
przez policjanta w pijanym tramwaju
miasta które kładło się na wznak
przede mną a ja nie byłem gotów
niezmiennie nie opuszczam miasta
kocich łbów i końskich uprzęży
filmu dzieciństwa zapachu matki
bólu zamkniętych oczu ulic
których już nie ma
miasta którego już nie ma
nie mogę opuścić

© Copyright by Janusz Romanowicz 2012

sobota, 3 marca 2012


        *     *     *

Słowa mają dzisiaj branie
jak zdechła ryba
albo winny ocet
Tęgoskór na talerzu
kontra czarny bób
Nad ranem Allen Ginsberg
przyniesie wiersze i LSD
Cisza pęknie w Tworkach
sypnie wierszy wór na
kurewskie Carnegie Hall
Zapłacę za artystę
kartą w bankomacie

© Copyright by Janusz Romanowicz 2012